Wielokrotnie
o uszy obijała Ci się pogłoska, że człowiek po pochłonięciu dużej ilości
alkoholu tak łatwo kłamać nie potrafi. Ba!, musiałby nieźle się wysilić, aby
głowa, bujająca się w prawo i lewo jak na statku, przeanalizowała zadane
pytanie i nakazała strunom głosowym poruszyć się, czego owocem byłyby wyssane z
palca bujdy na resorach. Istota, od której odór napojów procentowych czuć nawet
z ponadprzeciętnej odległości, najczęściej po libacji się otwiera. Otwiera się
nawet wśród ludzi, których pierwszy raz widzi na oczy. Mówi, mimo plączącego
się języka i dużej ilości produkowanej śliny, wszystko, zaczynając od
błahostek, a kończąc na poważnych, życiowych rozterkach. Do tej pory wkładałaś
to między bajki. Aż przyszło Ci przekonać się o tym na własnej skórze.
Na
skraju najzwyczajniejszego szału kładziesz makówkę na blacie kuchennym i
zakrywasz ją, szczególnie uwzględniając uszy, poduszką zgarniętą z narzuty
łóżka. Głos, który wcześniej był jakimś tam azylem, teraz katuje Twoje bębenki
uszne. Jego krtań pracuje jak maszynka, nie ma czasu na przerwy, nie ma czasu
na popitkę, zwyczajne zwilżenie gardła. Usta w ogóle się nie zaciskają. Język
non stop dotyka śnieżnobiałych zębów, starając się zaakcentować każdą literkę. Jest lepszy niż pamiętnik, album ze zdjęciami,
nawet ukryta kamera. Mówi wszystko, bez wyjątków. Nie hamuje się w sprawach
poza jego osobą. Czkając co kilka słów, informuje Cię o erotycznych orgiach
blondynek, które goszczą na laptopie Bartmana, informuje o czterech paczkach
pęcherzykowatych prezerwatyw w torbie Buszka, informuje o pamiątkowej
fotografii Ignaczaka, na której bokserki nie opinają tego, co powinny. Grzesiek
Kosok po kilku butelkach czystego alkoholu nie zna umiaru. Przynajmniej znasz
powód jego aktualnego stanu. Jakiż to cholerny pech musi go prześladować.
Poszukując swojego telefonu, zobaczył Jolkę za oknem. Byłą dziewczynę, która
prowadziła za rękę fagasa o typowo męskiej budowie. Szybka kobieta. Zupełnie
taka jak Ty.
-
Zasnął? – pytasz z nadzieją zielonookiego, bacznie przyglądającego się koledze
z drużyny.
- Na to
wygląda – dla pewności brunet potrząsa nim delikatnie. Żadnej gwałtownej
reakcji.
Bierzesz
głęboki oddech wytchnienia. Fizycznie nic Ci nie zrobił, a i tak czujesz się
nieco zmarnowana. Bynajmniej. Twoje uszy tak się czują.
-
Odpowiesz mi na jedno pytanie?
Bartman
skina głową w geście potwierdzającym.
-
Naprawdę masz lesbijskie porno na przenośnym komputerze?
Patrzy
na Ciebie z ognikami w oczach. Uśmiecha się, tak słodko, a zarazem wojowniczo.
- Nie
tylko takie, kochanie.
Wywracasz
teatralnie oczami. Nie dość, że dziewczyny z własnej woli pozbywają się
bielizny, to on jeszcze potrzebuje czegoś w bonusie, czegoś wirtualnego. Może
na samotne wieczorki, kiedy to każda z zainteresowanych pań zwija się z bólu
menstruacyjnego?
- Może
pójdziemy na pewien kompromis? – odzywa się ponownie.
Patrzysz
na niego wyczekująco. Śmieszy go Twój marsowy wyraz twarzy.
-
Opowiesz mi, jakim cudem Grześ znalazł się u ciebie w mieszkaniu.
- A ty
co w tym czasie będziesz robił? Kompromis to kompromis.
- Ja?
Ja będę cię rozbierał.
Każde
kolejne słowo wypływające z Twoich ust równa się każdemu dotykowi bruneta. Albo
Ty za szybko mówisz, albo on za wolno wykonuje swoje zadanie. Nawet nie rusza
Twoich czarnych majtek, nie odpina koronkowego biustonosza, bo Ty w tym czasie
kończysz swoją króciutką opowiastkę, wzbogacając ją kilkoma własnymi
przemyśleniami.
- Teraz
już rozumiesz? – pytasz, zanurzając smukłe palce w jego włosach.
Nie
odpowiada. Bardziej interesuje go Twoja szyja i obojczyk. Odciągasz Bartmana
delikatnie od siebie. W jego tęczówkach tańczą ogniki. Bardzo niegrzeczne
ogniki.
- To
był pretekst, prawda?
Po raz
kolejny nie uzyskujesz satysfakcjonującej odpowiedzi. Jego niewyobrażalnie
wielka łapa ląduje za tkaniną Twoich fig. Zatacza maleńkie kółeczka na
podbrzuszu. Obserwuje Twój machinalnie zmieniający się wyraz twarzy.
- O
nie, kolego, tak się dzisiaj bawić nie będziemy – nie wiesz, jakim cudem
zdobywasz w sobie tyle siły, aby odepchnąć od siebie zielonookiego.
Jednym sprawnym
ruchem wyciągasz szeroką, czarną tasiemkę i przewiązujesz nią powieki bruneta. Subtelnie
popychasz go na łoże i czekasz, aż oprze się o jego drewnianą barierkę plecami
i wyprostuje nogi.
- To
gwałt? – głos Zbyszka przepełniony jest nieopisanym podnieceniem.
-
Niezupełnie.
Sprawnie
pozbywasz się jego koszulki. Napawasz się widokiem umięśnionej klatki
piersiowej, kreślisz paznokciami dwie krzywe, które po połączeniu tworzą serce. Tylko chwilę bawisz się w typowy dla grzecznej
dziewczynki sposób. Tyle że Ty do grzecznych nie należysz.
Wytyczasz
swoją prywatną drogę językiem od obojczyka aż do faktury spodni. Przebywasz tę
drogę coraz drapieżniej, co jakiś czas przygryzając jego skórę lub zostawiając
na niej mokry okrąg. W międzyczasie szamoczesz się ze spodniami atakującego. Pozbycie
się ich wcale nie jest łatwe, ze względu na Twoje położenie i drugie, jakże
ważne, zajęcie. Kiedy już jeansy siatkarza lądują na panelach, bezczelnie
kładziesz rękę na charakterystycznym wybrzuszeniu, skrywanym przez bieliznę. Bartman
automatycznie syka. Jego kłykcie poprzez zbicie dłoni w pięści wyraźnie się
zabielają. Jęki wywodzące się z jego krtani są coraz głośniejsze. Do szału
doprowadzasz go ocieraniem łechtaczki o opatuloną materiałem męskość.
Pozbawienie bruneta zielonych bokserek z pewnością jest dla niego kategoryczną
ulgą. Łapie oddech na zaledwie kilka sekund. Ponownie się nim bawisz, ponownie
doprowadzasz go na szczyt.
-
Cholera jasna, nie wytrzymam – wydusza z siebie.
Błyskawicznie
pozbywa się przepaski z oczu. Bez krzty ostrożności przewraca Cię na plecy, samemu
lądując między Twoimi nogami. Nie potrafisz powstrzymać się od krzyku, kiedy jednym
szybkim ruchem rozpoczyna penetrację Twojego wnętrza. Szukasz ukojenia w poduszce.
Na marne. Aż czujesz smak pierza w ustach. Oddajesz się w całości jego
brutalności, oddajesz się w całości głośnym piskom. Twoje ciało wariuje na
satynowej narzucie. Ślizga się po niej, ociera z charakterystycznym dźwiękiem. Tylne
nóżki łóżka ponownie zaczynają skrzypieć. Symfonie mebla idealnie komponują się
z Twoimi jękami.
Masz
wrażenie, że jeżeli zaraz nie zatkasz czymkolwiek ust, powybijasz wszystkie
okoliczne szyby. Mocno chwytasz go za włosy i przyciągasz do siebie. Miażdżysz
jego nieco spierzchnięte wargi, oblizujesz ich kontur, a kiedy lekko się
uchylają, przejeżdżasz językiem po białych siekaczach.
Chrząknięcie
gdzieś z progu pokoju odrywa Twoje myśli, krążące tylko i wyłącznie wkoło
miłosnego uniesienia. Widząc znajomą twarz, spychasz z siebie rodowitego
warszawiaka i przykrywasz zarówno siebie, jak i jego puchową kołdrą. Na Twoje
policzki wpływają rumieńce. Rumieńce speszenia.
- Nie
przeszkadzajcie sobie – macha jedynie ręką, nawet nie obdarzając Was
spojrzeniem. – Przyszedłem po piżamkę. Nie wiem, jakim cudem zasnąłem w
roboczych ciuchach.
Niespodziewanie
podchodzi do Ciebie i czule muska Twoje wargi, a następnie tarmosi włosy
Zbyszka.
- Nie
zajedź mi jej tu na śmierć – grozi mu palcem, zaśmiewając się pod nosem. – A
ty, skarbie, zatkaj sobie czymś te słodkie usteczka, bo twoje seksualne dźwięki
słychać zapewne na korytarzu.
- Ale,
Grzesiek… – próbujesz coś powiedzieć, jednak on automatycznie Cię ucisza.
- Nie
tłumacz mi się. W końcu wszystko jest dla ludzi. No, to rżnijcie się do woli! –
kłania się, z trudem utrzymując równowagę, i wychodzi. Zostawia po sobie tylko
fetor alkoholu.
- Czy
ja oby dobrze usłyszałem? – Bartman patrzy przed siebie, z ustami otwartymi jak
do przyjęcia komunii świętej.
-
Bardzo dobrze, Zbysiu – momentalnie się otrząsasz i siadasz na nim okrakiem. –
Bądź tak miły i spełnij prośbę klubowego kolegi.
- Mam
cię rżnąć? Znowu?
- A
skończyłeś przed jego wejściem?
Odpowiada
buńczucznym uśmiechem. I po raz kolejny czujesz go w sobie, po raz kolejny jego
ślina gości na Twojej szyi i piersiach. Po raz kolejny jesteś w niebie. W
niebie, w którym to rozmaite pozycje erotyczne są przykazaniami.
~*~
misie, ja wiem, że już macie
dosyć Zbysia, ale muszę go jeszcze
troszeczkę pociągnąć. Obiecuję, że już niedługo zejdzie on na dalszy plan, a na
jego miejsce wskoczą Pit i Igła.
Dobry,
nawet bardzo dobry Sylwester. Szkoda tylko, że połowy tej pamiętnej nocy nie
pamiętam, oj tam.
Nuśka, nie mogłabym uszkodzić
bartmanowych bombek. Czym by potem m.in. naszą Tośkę zadowalał? :c
Bojkotuję
wcześniejsze kontrowersje – ta malinka w poprzednim rozdziale to był zwyczajny
ślad szminki, po prostu tak kolokwialnie i może nieco nietrafnie go nazwałam.
Martitto, specjalnie dla ciebie,
na pożegnanie: Na kolana i do pana! :D
A,
jeszcze jedno. Powstał jakiś tam szmelc z Michałem Łasko i biurem
matrymonialnym. Zainteresowane zapraszam tutaj. Jutro albo w niedzielę powinien
pojawić się prolog.
+ sorry, usunął mi się ten post, dodaję go drugi raz.
Ja czytam, a potem sobie myślę : " To chyba było" :D
OdpowiedzUsuńprzepraszam, moje nadmierne klikanie nie zna granic. :D
UsuńSpoko, nic się nie stało. :D
UsuńMyślałam, że to coś nowego. Mam nadzieję na nową część wkrótce. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA już miałam pisać do Ciebie na gg czemu mnie do jasnej ciasnej nie powiadomiłaś, ale później jakże moja wielka inteligencja zorientowała się, że to już było :D
OdpowiedzUsuńMoja głupota nie zna granic :D