poniedziałek, 1 kwietnia 2013

perwersja siedemnasta.

Potrafiłabyś odmówić Elżbiecie II, gdyby zaprosiła Cię na królewski deserek? Potrafiłabyś odmówić Jaredowi Leto, ukochanemu wokaliście, gdyby zaproponował Ci spacer po swoim ulubionym mieście? Potrafiłabyś odmówić randki chłopakowi ze szkoły podstawowej, na widok którego w Twojej jamie brzusznej szalało stado motylków? Potrafiłabyś odmówić przystojnemu sąsiadowi spod piątki, gdyby zaproponował Ci wspólny obiad? Potrafiłabyś odmówić matce, gdyby ni stąd, ni zowąd zechciała przelać bagatelną sumkę pieniędzy na Twoje konto? Może tak, może nie. Ale na pewno nie potrafisz odmówić niejakiemu panu Bartmanowi, który niemalże siłą zaprasza Cię na dziką i szaloną noc w najlepszym, rzeszowskim klubie.

Nie masz zamiaru bawić się w cnotkę i grzeczną dziewczynkę. Nie idziesz tam tylko dlatego, że dostałaś zaproszenie od siatkarskiego casanovy, a bonusowo Twój kot dostał biegunki i nie chcesz siedzieć w mieszkaniu, gdzie jedynym dźwiękiem jest ocieranie się jego sierści o żwirek. Idziesz tam, aby otrząsnąć się po wcześniej zadanych Ci ciosach, aby ponownie uruchomić w sobie perwersyjność i bezpruderyjność. Twoim marzeniem nie jest gromadka dzieci, ustawienie się do końca życia i wegetowanie w przytulnym domku. Ty marzysz o ciągłej zabawie, niezliczonej ilości osobników płci męskiej, luźnym i niezwiązanym żadnymi węzłami kościelnymi żywocie. Plany godne nierządnicy, czyż nie?

Ubrana w zbyt lekką jak na tę porę roku sukienkę, nie wspominając o braku dolnej bielizny, maszerujesz w czarnych platformach ulicami Rzeszowa. Zimny wiatr bawi się Twoimi blond włosami, rozdmuchując je w każdą możliwą stronę. Nie tylko wyzywający ubiór i makijaż zwracają uwagę przechodniów. Rozpoznają Cię z dwuznacznych zdjęć z Ignaczakiem, o których wzmianka była nawet w stołecznej gazecie. Posyłają Ci kuriozalne spojrzenia, odwracają z szybkością karabinu, kiedy mijasz ich na chodniku, szepczą między sobą i kręcą z dezaprobatą głowami. A Ty musiałabyś być chora umysłowo, aby zaprzątać sobie tym czerep, ewentualnie wrócić się do mieszkania, zamknąć na cztery spusty i płakać po kątach. Może inne by tak zrobiły, ale nie Ty. Nie Antonina Wilczewska, której niestraszne nawet zamordowanie na ulicy przed niejaką Iwonę.
W ciągu piętnastu minut szybkiego marszu docierasz na miejsce. Na całe szczęście dla Ciebie, gdyż i tu znalazły się osoby, które za darmochę wydrapałyby Ci oczy, nie musisz czekać w kolejce do wejścia. Chwilę po zatrzymaniu się na chodniku czyjeś wielkie łapska oplatają Cię w talii, aby po chwili ich właściciel wepchnął Cię do środka, w międzyczasie najwidoczniej uśmiechając się do ochroniarza, którego mięśnie przebłyskują nawet pod dość szeroką koszulką.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - odwraca Cię w swoją stronę, machinalnie przejeżdżając drażniącą od zarostu kością policzkową po Twoim czole.
- Nie jestem tchórzem, Bartman. Nie zamknę się w domu na cztery spusty i  nie będę siedzieć tam do usranej śmierci.
- I takie podejście mi się podoba - ciągnie Cię za lewą dłoń aż do baru. - Chciałbym, byś kogoś poznała.
- Ale my się już znamy - nawet nie wiesz, w którym momencie ta fraza wymyka się z Twoich ust.
Zbyszek spogląda to na Ciebie, to na lekko przymulonego Piotrka, którego głowa niebezpiecznie zsuwa się w kierunku ziemi.
- Poważnie? Skąd?
- Powiedzmy, że milutkie spotkanie w milutkim sklepie.
- Mam wnikać?
- A chcesz zrujnować swój uporządkowany światopogląd?
- Pytanie retoryczne?
- Dokładnie.
Brunet drapie się za uchem, obserwując poczynania środkowego, któremu jedynie poduszka w tym momencie jest potrzebna do pełni szczęścia.
- Ocucisz go choć trochę? - posyła Ci błagalne spojrzenie, które za pomocą intensywnej zieleni jego tęczówek jest jeszcze bardziej magiczne. - Jutro na treningu musi być do użycia.
- A czemu ty nie możesz tego zrobić?
- Bo ja w tym czasie będę bajerował tę zjawiskową brunetkę, która dzisiaj wyląduje ze mną w męskiej toalecie.
Rani Cię taka odpowiedź? Boli? Zostawia zadrę, wbija nóż? W żadnym wypadku. Przecież między Wami nic nie ma. On może pieprzyć inne, Ty możesz pieprzyć się z innymi. I finito.
- Dobra, leć - wywracasz oczami, kiedy muska kącik Twoich ust. - Bylebyś wrócił z każdym członkiem na właściwym miejscu.
- O to się akurat martwić nie musisz. Większą troskę powinnaś przywiązywać do mięśni ud tej pani jutrzejszego dnia - i znika. Ginie w tłumie roztańczonych i przepoconych ludzi, zostawiając Cię z Nowakowskim. Który, notabene, chociażby do rozmowy nie jest skłonny.
Siadasz na taborecie obok niego, kiwając palcem na barmana. Już po chwili sączysz niebieskiego drinka, brutalnie gryząc słomkę o tym samym kolorze, w międzyczasie wpatrując się w zaliczającego bliskie spotkanie z blatem siatkarza.
- Pit? - szturchasz go delikatnie, powodując jeszcze szybsze osuwanie jego ciała. - Coś się stało?
- A musiało się coś stać, abym walnął kilka głębszych? - bełkocze, wywalając język na wierzch.
- W moim mniemaniu tak.
Mruczy coś pod nosem, lecz nawet Ty nie potrafisz tego rozszyfrować. Chwyta w dłoń swoją cieszącą się dużą popularnością szklaneczkę i ciągnie ostatniego łyka podrażniającego gardło trunku.
- Ola - syczy, topiąc wzrok w błękicie Twojego napoju.
- Znowu jakieś problemy?
- Znowu? Jeszcze poprzednie się nie zakończyły. Nadal nie możemy złapać wcześniejszego kontaktu. Zero wspólnie spędzanego czasu, zero zbliżeń, zero czułości. Wolała jechać do Bydgoszczy niż iść zabawić się ze mną.
- Do Bydgoszczy?
- Cholera, do Wrony - mieli Ci żołądek na wspomnienie jego nazwiska. Już zawsze będziesz tak reagować?- Zawsze tak robi w razie spin między nami. Że też nie mogła znaleźć sobie powiernika problemów gdzieś poza Starym Kontynentem. Przynajmniej nawaliłbym się kilkakrotnie, zanim zdążyłaby wrócić.

Dubstep wwierca się w Twoje bębenki uszne, alkohol krąży wraz z krwią w obiegach żylnych, dreszcze przechodzą po plecach. Nie masz siły, a przede wszystkim ochoty, na cokolwiek związanego z ruchem. Leżysz głową na blacie w identyczny sposób co Nowakowski, wybijając palcami rytm elektronicznej muzyki, wgapiając się w tłum ludzi, z czego połowa odprawia jakieś tańca godowe, obmacując się po najmniejszym skrawku odkrytego ciała, obserwując poczynania Bartmana, który niemalże rżnie swoją wymarzoną brunetkę na stole. Tylko faktura spodni go przed aktem cielesnym broni. Jeszcze.
- Gdzie on polazł? - słyszysz coś na wzór pytania, coś wydobywające się z gardła Piotrka.
- Na seks, a gdzie mógł pójść?
- To może my też pójdziemy? - wypluwasz zaciągnięty wcześniej łyk trunku na blat baru. O dziwo, nadal trzyma swój iście rażący po oczach kolor.
- Zwariowałeś?! A Ola?
- Oli tu nie ma.
- I to zobowiązuje cię do zabawy z inną? - nie poznajesz środkowego. Może przez to, że pochłonął więcej alkoholu, niż twój barek domowy widział.
- Raz się, cholera jasna, żyje. Co, może nie chcesz?
Zbliżasz się do niego maksymalnie. Wasze nosy niemalże stykają się ze sobą, nie wspominając o ustach. Bardzo nawilżonych i nasączonych procentowymi płynami ustach.
- Ja chcę. Pytanie, czy ty tego chcesz. Na trzeźwo.
- Mam ci to zapisać, nagrać, cokolwiek? Spoko - wyciąga z kieszeni telefon, błyskawicznie włącza dyktafon i zaczyna bełkotać do Samsunga. - Tośka, chcę się z tobą kochać wtedy, kiedy mój umysł będzie czysty od alkoholu. Chociażby następnego dnia po libacji. Wystarczy?

To nie brutalność i zawziętość Bartmana, to nie jego usta wręcz maltretujące Twoje ciało, uwzględniając strefy erogenne, to nie jego łapska ładujące się tam, gdzie tylko można. On jest w innym miejscu, notabene, jakieś kilkadziesiąt metrów dalej. I nie z Tobą. Ty jesteś z Nowakowskim. Jesteś, nie rozumiejąc, dlaczego nie pokazywał tego samego Oli, co teraz Tobie.
Ściana ubikacji może i nie jest zbyt wygodna. Może nie jest czysto, pachnąco piżmem i kobiecymi perfumami, może i nie ma papieru toaletowego, tylko jakaś kurewska rolka z jego skrawkiem. A po co Ci inne aspekty, skoro masz Piotrka?
Jego delikatność Cię poraża. Nie prosisz o więcej, nie prosisz o szybsze ruchy, nie prosisz o cokolwiek innego. Milczysz, co jakiś czas pomrukując mu do ucha. Pierwszy raz spotykasz się z taką subtelnością podczas stosunku, pierwszy raz facet zaspokaja Was oboje, a nie tylko swoje potrzeby. Pierwszy raz czujesz się ważna, potrzebna w tym cholernym jestestwie, którego Ty nigdy nie ogarniesz.
- Źle to robię? - mruczy Ci do ucha, całując jego płatek.
- Skądże. Robisz to idealnie.
- To czemu nie reagujesz w taki sposób, jak te kobiety na filmach dla dorosłych? - znów delikatnie się rumieni. I to bynajmniej nie przez wchłonięty alkohol.
- Bo my się nie pieprzymy, Piotrek. My się kochamy.
- A jak się pieprzy?
- Zapytaj Bartmana, mistrza w tej dziedzinie.
Nie odpowiada. Znów zagłębia się w Tobie, głaskając skórę Twoich ud. A Ty dałabyś wiele, żeby wszyscy klienci robili to tak samo jak on.

~*~
Co ja tu skleciłam, dżisys. Sama siebie nie poznaję. To co, jeszcze Wrona, Krzysiu i kończymy. Hm, chyba w tej magicznej liczbie dwadzieścia się zmieszczę. A, pamiętajcie. Ja nie jestem normalna. Więc zakończenie normalne nie będzie. Szczęśliwe też nie, ale to już wiecie.

Nie będę patrzeć na jedzenie przez kilka najbliższych dni. Aż sama sobie się dziwię, że dałam radę tyle w siebie wcisnąć. Cóż, może coś się jeszcze spali podczas bitwy na śnieżki. Biało na Wielkanoc, no wymarzone święta. Szkoda, że to nie te grudniowe.

Czy ktoś również czai się na bilety na Ergo Arenę? Jeśli tak, to może mi powierzyć tę informację, na jakie miejsca najlepiej polować? :)

A, bo bym zapomniała. Ten rozdział dla Patex. Za prezencik wielkanocny (kubek ze Zbysiem wykorzystywany co dzień!:D), za rozmowy, za esemesy, za to, że po prostu była, jest i będzie moim kochanym klejem do glazury. :*

Jeśli ktoś miałby ochotę, to zapraszam na tę zapowiadaną siatkarską komedię, już wystartowałyśmy, o tutaj. 

Ja i bezczelny, notorycznie powtarzający się SPAM nie nadajemy na tych samych falach. Proszę, uszanujcie to. Aktualnie nie mam czasu na czytanie czegoś nowego, bo nawet w znanych mi już opowiadaniach mam cholerne zaległości.

Dlaczego mi tak cholernie brakuje historii Sam?