wtorek, 26 lutego 2013

perwersja czternasta.


W jaki sposób wyładowujesz frustrację i wszechogarniającą wściekłość? Wypalasz hurtowo papierosy, napawając się ich smrodem, tak jak nałogowy palacz? Pieścisz swój przełyk litrami rozmaitych trunków, poczynając od piwa, a kończąc na wódce, tak jak alkoholik? Zasiadasz przed komputerem bądź telewizorem, napawając się niezwykle niemoralnymi obrazami, tak jak statystyczny facet? Rzucasz przekleństwami, wplatając niecenzuralne słowo w każdą frazę, tak jak pospolity i wkurzony Polak? Pochłaniasz wszelkie produkty zawierające hiperboliczne zawartości tłuszczów, nie zwracając uwagi na kalorie, tak jak łasuch? Niezupełnie. W takich sytuacjach wskakujesz w dres, wpychasz słuchawki do uszu i idziesz biegać. Bo wymęczenie organizmu zrzuca z Ciebie nie tylko nadmiar ciałka, ale i również problemy obarczające umysł i sumienie.
Żywo przebierasz nogami. Kabelek łączący źródło dźwięku obija się o Twój brzuch. Czujesz, jak kropelki potu spływają po Twoich plecach, a mózg uwalnia się od zbędnych kilogramów myśli. Masz wrażenie, jakby Twoje mienie parowało. Pora późno listopadowa, a Tobie wydaje się, jakby był to skwarny lipiec. Związana wysoko kitka, z której wystaje kilka blond kosmyków, wykonuje ruch wahadłowy, bonusowo łaskocząc Twój kark. Biegniesz ścieżkami rzeszowskiego parku, nie zważając na sygnały wydawane przez organizm. Serce domaga się przerwy, płuca chcą większej ilości tlenu, a jama ustna pragnie choćby łyka mineralnej wody. Ignorujesz aspekty zmęczenia. Zatrzymujesz się pod jednym z buków dopiero wtedy, kiedy żołądek przestaje pracować tak, jak powinien, dodatkowo cofając spożyty rano pokarm tam, skąd nadszedł. Wciągasz głęboko powietrze, chwytając się pod boki. Czujesz, jak mieszanina gazów rozprzestrzenia się w Twoim wnętrzu. Pierwszy raz od kilkunastu minut przykładasz butelkę z cieczą do ust. Napój tak przyjemnie drażni Twoje zęby i mięsień, pospolicie zwany językiem. Opierasz się plecami o korę drzewa, starając się unormować oddech. Uniesienia w seksie są niczym w porównaniu z wymęczającym biegiem.
Może i zdenerwowanie ulotniło się, może i czujesz się wolna od frustracji i wściekłości, ale wciąż jesteś obarczona wspomnieniami. Wspomnieniami wczorajszego poranka. Gdyby ktoś na szali postawił Ignaczaka i Kosoka i kazał Ci wybrać tego, który odkryje większą część Twoich tajemnic, bez chwili zawahania wybrałabyś rzeszowskiego libero. Nie spodziewałaś się takiej wśibskości i testowania, jakbyś była jakimś cholernym królikiem doświadczalnym, ze strony Grzegorza. Grzegorza, który ma chrapkę na Latynoskę, chce wylecieć na kilkanaście miesięcy do ciepłych krajów, odchować gromadkę nie tylko dzieci, ale i psów. Grzegorza wiecznego marzyciela, którego na dzień dobry możesz nazwać polskim Don Kichotem.
- Kobieto, ty ciągle masz jakieś problemy! - z letargu wyrywa Cię męski głos. Znajomy męski głos.
Pomału odwracasz się w stronę, z której owo oskarżenie płynie. Widzisz Krzyśka żywo wymachującego rękoma i wplepiającego swe złowrogie spojrzenie w Iwonę prowadzącą wózek spacerowy z Dominiką. Jej długie paznokcie wręcz wbijają się w wałek metalu opatulonego materiałem.
- Ja mam problemy? - przedrzeźnia go, wbijając serdeczny palec w jego klatkę piersiową. - To ty na okrągło sobie grabisz, i to nie tylko u mnie, ale i również u trenera!
- Bo mnie ograniczasz, do cholery! Czym ja sobie na to zasłużyłem, żebyś notorycznie sprawdzała, co robię i z kim jestem?
- A przypominasz sobie swoją dobrą koleżankę, blondynę o patyczkowatych nogach? - wiesz, że mówi o Tobie, gdyż na jej twarz wpływa ironiczny uśmieszek. - Może teraz skojarzysz fakty, kochany.
- Czyżby kogoś tu zżerała zazdrość? - przystaje, kręcąc z dezaprobatą głową.
- O to dziewuszysko? Nigdy w życiu! Po prostu denerwuje mnie to, że raz po raz się z nią spotykasz.
- Ha, czyli jednak! - mierzy ją przenikliwym spojrzeniem, jakby miał rentgen w oczach.
- A co, mam nie reagować, kiedy mój mąż buja się z innymi panienkami?
- Iwona, proszę cię, nie mów tak. Przecież wiesz, że z żadną cię nie zdradziłem.
- Kłamiesz. Kłamiesz jak z nut. Jesteś w stanie mi to jakoś udowodnić?
Milczy. A Ty doskonale rozumiesz to milczenie. W końcu jak ma odpowiedzieć na takie pytanie? Czy to w ogóle możliwe?
- Tak myślałam.
Wrzuca jakby szybszy bieg. Spogląda na Ignaczaka wrogo, a następnie zarzuca ciemne włosy na plecy i ciągnie wózek w przeciwną stronę. A on stoi. Stoi, jakby coś przybiło mu nogi do tej warstwy gleby.
Nigdy nie rozumiałaś tej kobiety. Wiedziałaś, że ta przyjazność i szeroki uśmiech na twarzy to tylko pozory. Wiedziałaś, że przybiera rozmaite maski na rozmaite okazje. I wiedziałaś, że Krzyśkowi nie będzie z nią łatwo. Skąd? Bo Ty byłaś w podobnej sytuacji. Wręcz bliźniaczej.
- Tośka? - klniesz siarczyście w myślach, znów przekręcając głowę w stronę tej przeklętej ścieżki.
- Cześć, Igła - poprawiasz na sobie przyklejający się do ciała dres. O ile jest co poprawiać.
- Ktoś wrzucił cię do stawu? A może praktykujesz w okolicznej straży pożarnej? - uśmiechasz się delikatnie. Jego chyba nigdy dobry humor nie opuszcza. A przynajmniej Ty masz takie wrażenie.
- Biegałam - odpowiadasz zwięźle, ciągnąc za gumkę. Nawilżone włosy rozsypują się na ramionach i przyklejają do szyi.
- A, to dlatego jesteś taka zarumieniona. Wiesz, gdybym spotkał cię w innym miejscu i okolicznościach...
- To co?
- To rzekłbym, że przed chwilą szczytowałaś.
Nie potrafisz się nie roześmiać. Te słowa zostały wypowiedziane przez Krzysztofa z taką gracją, jakby objaśniał Ci słownie kroki jakiegoś skomplikowanego układu tanecznego.
- Och, Krzysiu, niedługo czterdziestka na karku, a ty ciągle zachowujesz się jak nastolatek.
- Ja po prostu podążam za współczesną modą językową - z konsternacją drapie się za uchem, poważnie nad czymś rozmyślając. - Wracasz już do mieszkania?
- Miałam taki zamiar.
- A zgodzisz się ugościć chociaż na kilka minutek pewnego zwyrodnialca, bynajmniej do czasu, w którym jego kobieta ochłonie?
- A mam inny wybór?
- Zawsze możesz skazać go na samotność, ale tylko taką tymczasową.
- Tymczasową?
- Bo jakaś milutka babeczka, pospolicie nazywana moherem, z pewnością ugościłaby mnie w swoich skromnych progach.
Po raz kolejny wybuchasz śmiechem. Czy w towarzystwie tego człowieka można być choć ociupinkę poważnym? I czy nie podlega to pod pytanie retoryczne?

Nigdy nie sądziłaś, że może Cię ekscytować merdanie łyżeczką w kubku gorącej herbaty. Nigdy nie sądziłaś, że można być tak cholernie pociągającym podczas przykładania ust do naczynia. Nigdy nie sądziłaś, że oczy jakiegokolwiek delikwenta mogą być notorycznie naładowane ogromnym optymizmem. Nigdy nie sądziłaś, że może dopaść Cię ochota na osobnika o prawie dwukrotnie powiększonej liczbie oczek na koncie. Aż do teraz.
- Upaćkałem się gdzieś? - unosi jedną brew do góry, przybierając komiczny wyraz twarzy.
- Nie, dlaczego?
- Bo patrzysz na mnie, jakbym żłopał tę herbatę żywcem z wiadra i większość na siebie wychlapywał.
Śmiejesz się po raz enty, wkładając za ucho drażniący Twój policzek kosmyk włosów. Przy Ignaczaku nie można czuć się skrępowanym. To wręcz nie idzie w parze z logiką.
- Spokojnie, cyknę sobie jakąś uroczą foteczkę pod prysznicem i będziesz mogła wpatrywać się we mnie godzinami - mruczy, usilnie starając się zdusić chichot. Na marne.
Momentalnie milknie. Mruży oczy, świdrując wzrokiem w tylko mu samemu wiadomym punkcie. Delikatnie rozchyla usta i stuka palcami o blat stolika. Jeszcze świecącej żaróweczki nad głową mu brakuje.
Wyciąga z kieszeni portfel, a w następstwie rzuca na mebel pięć zielonych banknotów, jakby to były nic nieznaczące śmiecie.
- Twoja należność.
W najnormalniejszej sytuacji chciwie capnęłabyś pieniądze ze stołu, objechałabyś językiem po konturze warg i wyprosiła faceta. Ale to nie jest najnormalniejsza sytuacja.
- Nie mogę tego przyjąć - mówisz stanowczo, popychając setki w stronę Krzyśka.
- A czy ja powiedziałem, że to za darmo, tak za nic?
Uśmiechasz się cwaniacko. Takie kompromisowe działania to Twój konik. I to nie byle jaki. Wyspecjalizowany w każdej dziedzinie.
- Co mam zrobić w takim razie?
- Ty? Nic. My razem? Owszem.

~*~
Drażnił mnie ten poprzedni nagłówek,  a w szczególności założone na odwrót rajstopy.

Lubię wkurzać ludzi, kończąc w takich momentach. Tylko nie rozpalajcie ogniska i nie usmażcie nad nim Krzyśka! Wszystko w swoim czasie się wyjaśni. Mówiłam, że tu nie będzie szczęśliwego zakończenia? Jeśli nie, to teraz mówię.

Dobra, parę spraw takich ogólnikowych: przemyślałam sobie wszystko i jednak zostaję, a przynajmniej do zakończenia tego roku (akademickiego). Sprawiedliwie podzieliłam czas na naukę i blogi, daję sobie ze wszystkim radę, także wracam do wirtualnego świata. Postaram się również unormować regularność dodawania i wszelkie zaległości. Perwersję skończę na pewno, tak jak i opowiadanie o Weronice. Cóż, najprawdopodobniej wystartuję również z kolejnymi historiami, których namiastki mam już w Wordzie. Tia, będę dalej męczyć. :)
A, bo bym zapomniała - z tego miejsca pozdrawiam moją żonę (czyt. Patex), która trwała ze mną przez ten cały burzliwy okres i motywowała do działania. Kochana, dziękuję ci. :*
Dziękuję także Pannie A, z którą zawsze mogę szczerze porozmawiać i która jako jedna z nielicznych tak doskonale mnie rozumie. :*

Resovio, jeżeli poniedziałek będzie dla mnie żałobny, to obiecuję, że zorganizuję krucjatę na Rzeszów, o. I nie biorę jeńców!

jak ja uwielbiam zapach formaliny i widok martwych narządów. *.*