Wpatrujesz
się w nią jak zahipnotyzowana. Kusi Cię, cholernie Cię kusi. Kusi Cię
zielonkawy kolor, kusi Cię niewielkie opakowanie, ale przede wszystkim kusi Cię
wypróbowanie swoich możliwości. Tylko w taki sposób przekonasz się, czy
nadajesz się do takiej fuchy.
Po
kryjomu wkładasz flakonik do kieszeni jeansów i pewnie kierujesz się do
wyjścia. Z każdym kolejnym krokiem Twoja pewność ustępuje. Nie
czujesz już pozytywnej adrenaliny, tylko strach. Przez Twoją głowę przelatują
tysiące wizji na sekundę. Koguty policyjne, kajdanki na nadgarstkach, tył
radiowozu, aż w końcu perfidny uśmiech na twarzy matki i pomieszczenie
więzienne. Za prostytuowanie się raczej nikt nie powinien Cię ukarać. Za
kradzież owszem, i to z wielką chęcią.
Migiem
wracasz do obleganej wcześniej półeczki, cichaczem wyciągasz buteleczkę i
odkładasz ją na miejsce. Machinalnie wybiegasz z perfumerii, kierując się do
najbliższych toalet.
Płaczesz.
Płaczesz pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Słone krople wody spływają po
Twoich policzkach strumieniami, przy okazji rozmazując mocny makijaż. Potrafisz
skłonić się do wszystkiego. Do seksu z zupełnie innymi facetami, do
bezapelacyjnego obrażania innych w dosadny sposób, do niszczenia długotrwałych
związków, do bycia perwersyjną. Ale nie potrafisz okradać, nie potrafisz zmusić
się do przestępstwa z prawdziwego zdarzenia. Nie dlatego, że odzywa się w Tobie
jakaś tam cząstka moralności. To matka, ta, na której zawiodłaś się najbardziej,
nie pozwala Ci na złamanie siódmego przykazania. Od początku powtarzała, że
prędzej czy później stoczysz się na całkowite dno. A Ty nie chcesz dać jej tej
cholernej satysfakcji, że od początku miała rację. Nie dla psa kiełbasa.
Przecierasz
wilgotne oczy palcami, a następnie sięgasz po telefon. Szybko wklepujesz
wiadomość i wysyłasz do szefa.
Załatwię kasę. Tyle że w inny sposób. W taki, jaki powinnam.
- Bój
się Boga, Tośka! – Grzesiek z torbą na ramieniu zachłystuje się powietrzem. –
Idziesz na mecz czy na plan filmu pornograficznego?
- Aż
tak źle? – obracasz się wokół własnej osi. Króciutka spódniczka i bokserka
eksponująca biust, a w bonusie koci makijaż to idealna powłoczka do
spełnienia Twojego planu.
-
Zależy, z której strony na to patrzeć.
- A tak
z męskiego punktu widzenia?
- Z
męskiego? Cholernie pobudzasz wyobraźnię – strzela oczami, podśmiewając się pod
nosem.
- I o
to chodzi – uśmiechasz się perwersyjnie, spryskując szyję intensywnym zapachem.
- Ja
lecę, musimy być wcześniej ze względu na przedmeczowy trening.
W
ostatniej chwili łapiesz go za rękę.
- Mam
do ciebie jedną prośbę. Czy to jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, czy to już
po, nie podchodź do mnie. Udawaj, że mnie nie znasz.
-
Dlaczego? – jego twarz przybiera zaskoczony wyraz.
-
Kiedyś ci to wyjaśnię. Proszę, zrób to, jeżeli nie chcesz narobić sobie
kłopotów.
Wzrusza
jedynie ramionami i wychodzi. Całe szczęście, że nie zachciało mu się wypytywać
o szczegóły. Bo tak naprawdę Tobie wcale nie chodzi o problemy, jakie mogą
spaść na grześkową głowę. Tobie chodzi o problemy, jakie mogą spaść na Twoją
głowę, kiedy ktoś zobaczy Was razem.
Na dwadzieścia minut przed rozpoczęciem na
hali, oprócz zawodników, nie ma zbyt wielu ludzi. Widzisz wysoką brunetkę, która
zażyle dyskutuje o czymś z Bartmanem, widzisz blondynkę posyłającą w stronę
Nowakowskiego urocze spojrzenia, widzisz Kosoka, który bawi się rozciągliwą
gumą. Nie widzisz jednakże Ignaczaka, przynajmniej na parkiecie. W odmiennym
stroju paraduje dziś zupełnie obcy Ci kmiotek. Po chwili zauważasz rodowitego
rzeszowskiego libero. Siedzi na trybunach, wraz z żoną, która wręcz wbija mu
paznokcie w nadgarstek oraz z dziećmi. Czyżby znowu kłopoty rodzinne?
Szum
wywołany w wyższych partiach budynku nakazuje Ci się odwrócić. Na Twoje usta
wpływa chytry uśmieszek. Trzech facetów w garniturach, z buźkami
nieskazitelnymi jak dzieła Michała Anioła. Szychy rzeszowskiej siatkówki, które
z pewnością mają co dźwigać w kieszeniach. W spodniach zresztą też.
Automatycznie
podnosisz się z miejsca, obciągasz bluzkę nieco niżej, aby przebłyskiwały przez
nią koronki stanika i kroczysz w ich stronę, perwersyjnie kręcąc pośladkami.
- Czego
sobie panienka życzy? – machinalnie zostajesz zauważona przez jednego z nich.
Pochylasz
się nad nim. Ten, niby od niechcenia, spogląda w Twój dekolt świecący mu przed
nosem.
- Tylko
jednego. Dobrej zabawy z kimś takim, jak wy, panowie.
- W
jakim sensie? – do rozmowy dołącza drugi.
-
Proponuję korytarzyk prowadzący do szatni, kiedy już wszyscy opuszczą halę.
Macie wtyki, więc na pewno to załatwicie. Tylko wy i ja, gotowa spełnić każde
żądanie.
-
Każde?
- Każde.
- A za
ile? Bo śmiem wątpić, że za darmo.
-
Powiedzmy, że pięć stówek wystarczy.
-
Kuszące – pierwszy z nich wręcz pożera wzrokiem Twoje uda. - I co wy na to, koledzy?
- A
róbcie, co chcecie. Jesteście wolni, więc macie prawo. Ja po meczu wracam do
żony – trzeci w końcu dochodzi do głosu.
- Ja to
bym się z chęcią pobawił – mruczy drugi.
- Ja
również – popiera pierwszy i ponownie spogląda na Ciebie. – Czekaj na nas w
owym korytarzu, postaramy się załatwić jakieś bardziej przestronne miejsce.
Spotkanie
nie trwa nawet półtorej godziny. Drużyna z Olsztyna przegrywa z kretesem, nie
zdobywając żadnego dorobku punktowego. Cała biało-czerwona część publiki
wiwatuje, skacze z radości, dziękuje zawodnikom. I Ty również udzielasz się w
tych podziękowaniach, nagradzając siatkarzy gromkimi brawami. Schodzisz na
niższe partie trybun, pod pretekstem ubłagania autografu. Tak naprawdę chcesz
tu przeczekać, aż kibice się ulotnią.
-
Dominika, wracaj! – słyszysz gdzieś po prawicy.
Odwracasz
się w tamtą stronę. Widzisz biegnącą Ignaczakównę, która po chwili ląduje przy
Twoich nogach.
-
Tosia! – przytula się do nich, gilgocząc je swoimi włoskami.
Delikatnie
głaszczesz ją po głowie. Nie dane Ci jest nacieszyć się obecnością szatynki.
Już po chwili zostaje oderwana od Ciebie przez niejaką Iwonę Ignaczak.
-
Mówiłam ci, że masz się nie zbliżać do obcych!
- Ale
mamo, ja znam tą panią. I tatuś też ją zna.
To
ostatnie zdanie wypowiedziane przez dziewczynkę wystarczyło, aby żona
Krzysztofa zagotowała się jak woda w czajniku.
- A
więc to ty jesteś Tośka? – syczy, mierząc Cię lodowatym spojrzeniem. – Trzymaj się
z daleka od Dominiki, jak i od mojego męża!
W
stanie kompletnego zdezorientowania trwasz przez kilka minut. Dopiero
rozglądając się po hali i nie zauważając facetów w garniturach, biegiem
kierujesz się do wyznaczonego wcześniej korytarza. Widząc w ciemności jedną
postać, automatycznie myślami wracasz na stare śmieci.
- No,
to który pierwszy ściąga spodnie? – wołasz.
Osobnik
pomalutku się odwraca. Na Twoją twarz automatycznie wpływają dwa rumieńce. Bo
to wcale nie jest jeden z tych amantów.
-
Cześć, Krzysiu.
~*~
Kolejny
z serii bardzo, ale to bardzo nielubianych. Cholera, coraz bardziej negatywnie
jestem nastawiona do tych rozdziałów.
Nie, misiaczki, Tosia nie jest zakochana w
Zbyszku. Swoją drogą, ciekawa teoria.
czytelniczko, chyba
postawię ci pomnik! Podgryzacz waginalny, no dawno się tak nie uśmiałam!
Tyśś,
ja zawsze wysyłam ci powiadomienia. :c Może przez to, że nie masz mnie w
znajomych nie dochodzą?
Czy
ktoś mi jest w stanie odpowiedzieć, co dzieje się z Sovią? Niepokoi mnie ta
falująca forma.
Jeżeli
ktoś byłby zainteresowany, to namiastka o historii z Kadziem jest tutaj.
Zacznę tam przelewać swoją wenę po zakończeniu opowiadania z Michałem Łasko.