piątek, 28 grudnia 2012

perwersja ósma.

Co najbardziej denerwuje? Rozpaczliwy płacz dziecka, kiedy matka z ledwością wciąga powietrze do płuc? Zwierzę wypróżniające się na dopiero co wyglancowanych panelach? Ciągnące się w nieskończoność reklamy podczas filmu wartego poświęcenia czasu? Wiadomość o treści: Brak środków na koncie? Otrzymana różowa czapeczka, kiedy ktoś toleruje tylko i wyłącznie czerń? Koszulka znienawidzonego zespołu podarowana przez kogoś, kto zarzeka się, że zna życiorys innej osoby na wylot? Może wszystkich ludzi chodzących po tej planecie takie dyrdymały irytują, ale nie Ciebie. Ciebie złości rozbrzmiewający dzwonek telefonu, który w danej chwili powinien zamilknąć na wieki, zakleić swój głośniczek. 

Kolejny przeciągły jęk. Kolejna czerwona szrama na jego plecach. Kolejny mokry ślad na szyi. Kolejne otarcie ciałem o sedes. Kolejne zetknięcie Twojego języka z językiem siatkarza. Kolejny podskok na jego udach.
Chcesz grzać miejsce na umięśnionych nogach bruneta aż do rana. Chcesz czuć jego członka, tak przyjemnie penetrującego Twoje wnętrze. Chcesz piszczeć mu do ucha, nakręcając go tylko jeszcze bardziej. Chcesz zostawiać swoje piersi na pastwę jego szorstkiego języka. Ty tego chcesz. Ale ona nie. Ta, która w tym momencie dobija się na telefon zielonookiego. Ani myśli o wciśnięciu czerwonej słuchawki.
- Nie odbieraj – mruczysz, przygryzając małżowinę uszną atakującego.
Nie słucha. Musiałoby coś rzucić mu się na łeb, aby pogodził się z Twoim rozkazem. Odchyla rękę do tyłu, wyciągając z kieszeni nowoczesną Nokię.
- Tak? – sili się na najbardziej słodki ton głosu.
Wystarczy kilka słów wypowiedzianych, a raczej wykrzyczanych z szybkością karabina maszynowego, aby bartmanowe oczy przybrały postać spodków filiżanki, a oddech przyśpieszył jak podczas erotycznych uniesień.
- Jesteś już na dworcu? – wyczuwasz w jego pytaniu nutkę zawiedzenia, a zarazem przerażenia. – Okej, zaraz będę.
Jeszcze nigdy nie widziałaś, aby ktoś w tak ekspresowym tempie wcisnął się w zdjęte wcześniej ubrania. Chwytając bluzę w rękę, cmoka Cię przelotnie w kącik ust.
- Zgadamy się – bąka, a następnie szybkim krokiem opuszcza pomieszczenie.
Zdruzgotana, siadasz na wcześniej okupowanej toalecie. Pierwszy raz od dłuższego czasu odczuwasz strach. Nie przed ciążą, nie przed konsekwencjami swoich postępków. Odczuwasz go przed reakcją Aśki. Przed jej reakcją na malinkę, goszczącą na szyi Zbyszka, o której wcześniej najzwyczajniej zapomniałaś. I która z pewnością nie jest odciśnięciem Twoich warg. 
Zwykle los zdradzających facetów mało Cię obchodzi. Nie myślisz o tym, ile łez wylewają ich kobiety, ile krzyków i wyrażeń z łaciny podwórkowej pada z ich ust, ile ton bagażów automatycznie ląduje na chodniku. Wyznajesz zasadę, że mężczyzna sam sobie zwala worek grzechów na plecy. W całej tej pajęczynie rodzinnych problemów teoretycznie jesteś stroną bierną. O praktykę nikt nie pyta.
Ale tym razem jakaś mała cząstka Ciebie, pozytywna zadra w sercu, kusi, i to cholernie. Bo to ten jedyny wyjątek, rodzynek, kiedy przyszłość faceta obrabiającego inne panienki na boku ma znaczenie. Wiesz, że nawet w kulminacyjnym momencie nie powiesz jej, że jesteś tą, którą Bartman posuwa na boku. Wiesz, że Twoja obecność tam niewiele zmieni. Ale wiesz też, jak kończą się tego typu rozmowy. A takiego świetnego partnera do zaspokojenia kobiecych potrzeb możesz szukać jedynie ze świecą. 
Bez żadnego speszenia opuszczasz męską łazienkę, poprawiając dziwnie ułożoną bluzkę na sobie. Nogi niosą Cię na peron, a Ty nie masz zamiaru się im sprzeciwiać. Wychylasz się zza filaru, wyszukując siatkarza i tlenionej blondynki. Trafiasz w najdogodniejszy moment. Akurat odstawia walizkę na kółkach na bok, rzucając się w ramiona siatkarza. W myślach odliczasz do trzech. Bezbłędnie. Po upływie tej garstki wyznaczonych przez Ciebie sekund, odsuwa się od niego, patrząc z przekorą.
- Czemu cuchniesz babskimi perfumami? – pyta, a jej dolna warga zaczyna niebezpiecznie drżeć.
Nie odpowiada. Podnosi prawą dłoń do góry i delikatnie muska policzek dziewczyny. Na marne. Ta automatycznie ją odrzuca.
- Raczysz mi odpowiedzieć?! – podnosi ton głosu o kilka decybeli.
- Nie prałem tej bluzy od naszego ostatniego spotkania, z pewnością trzyma się na niej zapach twojego dezodorantu – może i sprytny jest, ale ona nie na tyle głupia.
- Ach tak? To może jeszcze mi powiesz, że ta malinka, którą masz na szyi, jest sprzed dwóch tygodni, a ty do tej pory się nie umyłeś?!
Nie wytrzymuje. Wspina się na palce z całej siły uderza go w twarz. Aż skrzywiasz się na ten widok.
- Masz czelność bzykać się z inną na chwilę przed moim przyjazdem, sukinsynu?
- Aśka, proszę… – zaczyna, lecz długowłosa nie pozwala mu skończyć.
- Cokolwiek teraz powiesz, będzie dla mnie równie ważne, jak mrówka gnieciona przez obcas. W dupie mam, co skierowało cię do obrabiania innych, kiedy mnie nie ma w pobliżu. A może ty już taki jesteś? Niewyżyty gatunek rodem z jaskiniowca, który co noc musi zaciągać panienkę do swojej groty? Wiedz, że coś takiego jak ty i ja już nie istnieje. To koniec, ewidentny koniec.
Po raz kolejny uderza go, a może raczej kopie, prosto w kolano. Zarzuca blond włosy na plecy, i targając walizkę do hallu dworca PKP, aby z pewnością zakupić bilet powrotny, zatrzymuje się i pozdrawia go środkowym palcem.
- Żeby jakiś HIV cię zeżarł od środka, gnoju! – syczy, z impetem zatrzaskując za sobą drzwi.
Wiercisz wzrokiem w brunecie. Ani mu się śni pobiec za nią, przeprosić i błagać o wybaczenie. Rozmasowuje swoją zaatakowaną rzepkę i tak po prostu odchodzi, szurając buciorami o ogromnym rozmiarze.

- Bartman, poczekaj! – nawet nie wiesz, w którym momencie śledzenia go z Twoich ust wydobywają się te słowa.
Odwraca się pierwszy raz od przebycia prawie kilometra piechotą.
- Co tu robisz? – pyta, mierzwiąc włosy.
- Słyszałam. Słyszałam wszystko, co mówiła. – nie wiesz, dlatego go o tym informujesz. – Przepraszam, powinnam była ci przypomnieć o tym świństwie na szyi.
- Daj spokój. Co by to zmieniło?
- W moim mniemaniu dużo – fukasz z ironią w głosie.
- A w moim gówno. I tak, prędzej czy później, o wszystkim by się dowiedziała.
- Gdybyś nie rżnął mnie i innych za jej plecami, taka sytuacja jak dzisiaj nie miałaby miejsca.
- Skąd wiesz, że są inne? – unosi brwi do góry.
- A zrobiłeś sobie tę malinkę rurą od odkurzacza? Nie używam szminki, więc to oczywiste.
- Spryciula – uśmiecha się w ulubiony dla Ciebie sposób.

– Idiota ze mnie, czyż nie? – po kilku minutach zaczyna ponownie.
- Niewątpliwie.
- Chodzić z jedną, skoro wokoło tyle świetnych dziewczyn, z tobą na czele.
- Nie żałujesz? – dębiejesz, słysząc taką wypowiedź.
Zatrzymuje się. Mierzy Cię spojrzeniem w taki sposób, jakbyś właśnie w tej chwili spadła z księżyca.
- A mam czego? – pyta z rozbrajającym wyrazem twarzy. – Trzeba było rzucić ją w cholerę o wiele wcześniej, nie miałbym dzisiaj takiego problemu.
Kręcisz jedynie głową z dezaprobatą. W głębi duszy zaczynasz go coraz bardziej lubić. Bo jest dokładnie taki sam, jak Ty. Różnica między Wami jest minimalna. To przed nim kobiety klękają, nie przed Tobą.
Dochodzicie pod Twoją kamienicę. Niepewnie spoglądasz do góry, wodząc po ścianie wzrokiem. Światło w Twoim mieszkaniu się pali. Najwyraźniej Kosokowi nie odbiła palma i nie zachciało mu się zwiewać, gdzie pieprz rośnie.
- Masz gości? – brunet również kieruje swoje intensywnie zielone oczy na otwory okienne.
- Gości może nie, ale nowego lokatora owszem – bąkasz niepewnie.
- Kogo? – patrzy na Ciebie ze zdumieniem.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
Przykłada jedną dłoń do serca, drugą unosi do góry. Ciągniesz go po schodach, zatrzymując się przed odpowiednimi drzwiami. Coraz większy niepokój ogarnia Twój umysł. Dziwne dźwięki, piski kota i brzdęk szkła dochodzące zza frontu z pewnością nie są normalne.
- Jakiś bardzo imprezowy ten lokator – kpi Bartman, zaśmiewając się pod nosem.
Nie zważając na jego słowa, wchodzisz do mieszkania. Do Twoich nozdrzy dociera zapach alkoholu, a pijackie przyśpiewki odbijają się od ścian.
- No nie – jojczysz pod nosem, aż bojąc się wejść do salonu. Suma summarum musisz to zrobić.
Widzisz rozlaną wódkę pod fotelem, kieliszki prawie wysypujące się z otwartego barku, Bafinę, która chłepcze niezidentyfikowany płyn i samego Kosoka, który ciągnie kolejne łyki z butelki, podśmiewając się z nutką histerii.
- Coś ty, kurwa, zrobił? – wrzeszczysz, porządnie nim potrząsając.
Jak na zawołanie w głównym pokoju pojawia się atakujący. Chyba nie musisz mówić, że jego mina wyraża więcej niż tysiąc słów. Wygląda, jakby ktoś przyłożył mu z łopaty między nogi.
- Grzesiek?!
Środkowy trzepocze rzęsami, odwracając głowę w jego stronę.
- O, Zbychu! Trafiłeś w odpowiednią porę. Zostało jeszcze kilka butelek porządnego trunku. Najebiemy się, a potem obejrzymy jakieś dobre porno, co ty na to?
- Porno to ja ci zaraz zrobię – syczysz, wyrywając mu szkło z ręki.
- A bardzo chętnie. Dobrze wiesz, że nie pogardziłbym – wybucha gromkim śmiechem, notorycznie czkając.
Automatycznie uderzasz się z otwartej dłoni w czoło. Sądziłaś, że mieszkanie z Grzegorzem będzie istną przyjemnością. A tymczasem więcej z nim problemów niż z dzieciakiem nietrzymającym moczu. Nie pierwszy raz intuicja Cię zawodzi. Nie pierwszy i nie ostatni, Tośka
~*~

Nie biorę za to coś na górze odpowiedzialności. Za dużo Californication i Słonia w słuchawkach, zdecydowanie.

Aśce możecie pomachać, poszła do ostrzału. Za to za harce zbysiowe i grześkowe już teraz mogę się zacząć wstydzić.

Przepraszam, jeżeli komuś powiadomienia o nowościach nie dochodzą. Moje gadu to szmelc, który zżera wiadomości.

Czy tylko mój Sylwester to jedna wielka mogiła?
Będę pić wraz z komputerem, a jakże.

Wiecie, że was uwielbiam, pysie? :3