Gdyby niewidzialny krytyk siedział obok Ciebie, nigdy w
życiu nie przyszpiliłby Ci miana panny lekkich obyczajów. Wyglądasz tak słodko
i niewinnie w niesfornym warkoczyku i Tweetem rozpościerającym swe skrzydełka
na Twej bluzce.
Szklane drzwi gwałtownie się otwierają. Obserwujesz
wpadającą do środka z rumorem Dominikę, żywo drepczącą w Twoją stronę.
Przebiera nóżkami, w lewej dłoni dziergając nową lalkę.
- Tosia! – piszczy, rzucając Ci się na szyję. Mimo iż nie
spodziewałaś się takiej reakcji szatynki, obejmujesz jej wątłe ciałko i
zatapiasz rękę w delikatnych włoskach. Mała pachnie domem, rodzinnym domem.
- Cholera jasna! – słyszysz głos Krzyśka. Z szerokim
uśmiechem na twarzy przyglądasz się jego walce z drzwiami, które przytrzasnęły
mu zamek od kurtki.
Wygrywa. Głaskając zapięcie jak maleńkie dziecko kieruje się
w Twoją stronę. Nie jest jednak roześmiany, w jego oczach nie skaczą radosne
ogniki, usta nie otwierają się i nie rzucają zabawnej anegdotki. Siada
naprzeciwko Ciebie i Dominiki. Zapach jego przyjemnych perfum wypełnia
najbliższe metry kwadratowe.
- Miło cię znów widzieć – mówi, błądząc wzrokiem po
ubarwionej farbą ścianie. Podejrzewasz, że coś wgryza się mu w sumienie, coś
spędza mu sen z powiek, rozprasza.
- I wzajemnie – silisz się na uśmiech. – To co, kupujemy te
lody?
- No pewnie! – ćwierka szatynka. – Chcę lodzika z tymi
kolorowymi cukierkami!
- A ty? – kierujesz pytanie do Ignaczaka.
- Nie mam ochoty, dziękuję – odpowiada sucho, skubiąc skórki
przy paznokciach.
Kręcąc z dezaprobatą głową, kierujesz się do kasy i składasz
zamówienie. Już po chwili rozkoszujesz się widokiem ubabranej Dominiki, której
po palcach spływa polewa.
- Chodź, skarbie, trzeba cię wytrzeć - Igła przybliża dłoń z chusteczką do twarzy
córki i delikatnie pucuje jej umazaną buźkę.
Rękaw jego kurtki znacząco się osuwa. Na nadgarstku
zauważasz czerwoną szramę. Przełykasz ślinę, gryząc słomkę od coli. Jest o
wiele bardziej smaczna i zachęcająca od nieproszonego gościa na ręce Ignaczaka.
- Wszystko w porządku? – wykorzystujesz nieobecność
Dominiki, która szaleje na zjeżdżalni.
- Oczywiście – bąka, wyłamując palce.
- Nie kłam. –
spotykasz się z jego zadziwionym spojrzeniem. – Widziałam twój nadgarstek.
Postanowiłeś zabawić się w emo?
Wzdycha głęboko, przeczesując palcami niesforną fryzurę. Otwiera
i zamyka na przemian usta. Waha się. Waha się czy dziewczyna, którą poznał
przez przypadek, przez znajdującą się w
niewłaściwym miejscu lalkę córki, może zostać powierniczką jego najskrytszych
problemów. W końcu decyduje się. Decyduje się na rozplątanie języka, na
ukazanie umoczonej w szarości części życia prywatnego przed Tobą. Słuchasz go z coraz większym niepokojem.
Opowiada Ci, jak to monotonia zaczęła grać główną rolę w jego związku, jak to
dla urozmaicenia kupował ulubione kwiaty Iwonie, najlepsze czekoladki,
najbardziej zmysłowe perfumy. Opowiada, jak patrząca przez pryzmat babskich
gazetek kobieta oskarża go o zdradę. Według niej facet zaczyna wydawać
pieniądze na żonę, kiedy brud za jego uszami rośnie, kiedy zrobił coś, co nie
daje jego sumieniu spokoju, a próbuje to zatuszować rzeczami materialnymi. Opowiada,
jak wczoraj, podczas natłoku wulgarnych słów i niemiłych wypominków, dziabnęła
go nożem. Przez przypadek.
- Kain Abla też dźgnął przez przypadek – ironizujesz,
wpatrując się w roztrzęsione dłonie. W swoje dłonie.
- Tośka, Iwona nie zrobiła tego specjalnie – tłumaczy żonę
Krzysiek. – Powiedziałem kilka słów za dużo, a że trzymała nóż kuchenny w ręce
to tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
- Powiesz mi to samo,
kiedy będziesz leżał na intensywnej terapii?
- Błagam, nie przesadzaj – odpowiada sucho, obserwując
płynące po niebie chmury.
Przygryzasz wargę. Doskonale wiesz, że nie przesadzasz. W
końcu w jaki sposób może wyolbrzymiać osoba, która przeżyła to na własnej
skórze? Może i jesteś dużo młodsza od Ignaczaka, ale ewidentnie o wiele
bardziej pokiereszowana przez świat. On ma rodzinę i pracę, która jest dla
niego pasją. A Ty? Ty nie masz niczego. Nie masz niczego oprócz tej cholernej
świadomości, że mogłabyś być teraz w zupełnie innym miejscu, w zupełnie innej
sytuacji i z zupełnie inną osobą. I jedyne, co łączyłoby Igłę i Jego, to
profesja.
- I co ja mam teraz zrobić? – lamentuje ponownie. – Chciałem
dobrze, chciałem wprowadzić pewne urozmaicenie, elementy młodości do naszego
małżeństwa. I co? Z świetnego pomysłu zrodziło się śmierdzące gówno.
- Będziesz musiał zdać się na swoje nieziemskie poczucie
humoru. – uśmiechasz się, chociaż w
ogóle Ci nie do śmiechu. – W końcu za coś musiała Cię pokochać.
- Śmiesz wątpić w moją urodę?! – obrusza się. Ponownie na
Twoją twarz wpływa uśmiech, tym razem szczery. Bo właśnie takiego Ignaczaka
lubisz najbardziej. Zarażającego humorem i obracającego wszystko w żart.
Siedzisz na parapecie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Żubrówka
ścieka po Twojej szyi. Płaczesz, zapijając wspomnienia. Czujesz się, jakby ktoś
nagrał Twoją przeszłość na kasecie i w tym momencie ją odtworzył. Słuchając
opowieści Krzyśka miałaś wrażenie, że słuchasz o samej sobie. Uroiłaś sobie, że
tak naprawdę czytał Twoje poprzednie miesiące z kartki, a wymienił jedynie
obsadę. Dlaczego przeżyte momenty muszą do Ciebie wracać jak bumerang? Nie po
to zmieniałaś styl życia, nie po to odcięłaś się od wszystkiego, co wcześniej
było Twoim azylem, aby znów do tego wracać.
Pochłonięty alkohol zmusza Cię do tego. Zmusza Cię do
odreagowania, do chwili zapomnienia. Nie zważasz na wcześniej postawiony samej
sobie znak Stop. Trzęsącymi się
rękoma grzebiesz w szufladzie. Trafiasz na skrawek papieru, który w tym
momencie jest Twoją drogą do nieba. Z niemałą trudnością wybijasz numer i przykładasz
telefon do ucha. Kołyszesz się na boki bez obawy, że za chwilę Twoja twarz może
mieć bliskie spotkanie z wytartą podłogą.
- Tak? – głos siatkarza przenika przez Twoje bębenki.
- Z tej strony Tośka – bełkoczesz. – Masz chwilkę?
- Mam – odpowiada lapidarnie.
- To rusz zgrabne dupsko i przychodź na Kostrzewskiego,
mieszkanie 13, pierwsza klatka.
- Coś się stało?
- Nic szczególnego. Po prostu sama się nie przerżnę.
Nie minęło nawet piętnaście minut, a już słyszysz roznoszący
się po mieszkaniu dzwonek do drzwi. Bafina ucieka z salonu. Gramoli się do
kuwety. Dziwisz się. Zawsze tak robiła, kiedy to On miał przyjść, kiedy z Nim
dzieliłaś dnie oraz noce.
Otwierasz drzwi, automatycznie rzucając się mu na szyję.
Miażdży Twoje usta, by po chwili odkleić się od nich z obrzydzeniem.
- Piłaś – warczy, roztapiając Twój i tak skatowany organizm
stanowczym spojrzeniem.
- A to coś zmienia? – zaciągasz. – Genitalia nie reagują na
alkohol.
- One może i nie, ale za twoja głowa tak – fuka, trzymając
się pod boki.
- Słuchaj no, Bartman. – wiercisz palcem w jego klatce
piersiowej. – Nie zapraszałam cię po to, żebyś wygadywał farmazony. Albo
będziemy się pieprzyć, albo ja wypieprzę cię z mieszkania.
Reaguje natychmiastowym usztywnieniem ciała. Krąży oczami o
kolorze intensywnej zieleni po Twoim ciele. Już po chwili jego niepewna mina
zamienia się w złowieszczy uśmieszek. Dla niego nie istnieje słowo bariera.
- A co mi tam – mruczy i przyciąga Cię do siebie.
Lądujecie na aksamitnej pościeli, która utraciła już zapach
wcześniej ugoszczonych na niej mężczyzn. Muskając skórę Twojej szyi, pozbywa
się spodni i bielizny. Rozbiera również i siebie. Kiedy zimne powietrze owiewa
wasze nagie ciała, dla całkowitego rozpalenia wchodzi w Ciebie głęboko. Automatycznie
wbijasz paznokcie w plecy zielonookiego. Wsłuchujesz się w jego szybkie
oddechy, wsłuchujesz się w jego uderzające w Twoje ciało. Porusza się coraz
szybciej. Twoje wrażliwe wnętrze wyczuwa z dokładnością każdą penetrację. Piszczysz.
Piszczysz z przyjemności. Piszczysz jeszcze głośniej, kiedy jego palce wędrują
w oblegane miejsce. W chwili największej rozkoszy nie myślisz o konsekwencjach,
nie myślisz o sumieniu, na które wpływa kolejny grzech. Chcesz tylko jednego – perwersyjnego
życia, pełnego seksu i namiętności. Życia, którego żadne wspomnienia i była
miłostka nie zniszczy.
~*~
Z cyklu: Pierdolić, nic
nie poprawiać, zostawić tak, jak jest.
Zdecydowanie najgorszy rozdział, jaki powstał do tego
opowiadania.
Tak mi teraz głupio, zrobiłam z przesympatycznej pani Iwonki,
że tak powiem wprost, wiedźmę, a z Krzyśka pantoflarza. Całkowita mieszanina
charakterów.