Setki dni spędzonych na tym samym. Miliony przewrotów na niewygodnym łóżku, miliony spazmatycznych oddechów, miliony sprzecznych myśli. Tysiące bazgrołów powstałych przy pomocy śnieżnobiałej kredy, tysiące w żadnym wypadku smacznych posiłków, tysiące samotnych nocy. Już chyba zapomniałaś, jak to jest nurkować pod cieplutką i pachnącą męskością kołdrą, jak to jest jadać wszystko i o każdej porze dnia, jak to jest budzić się przy drugiej osobie, czuć to przyjemne mrowienie między nogami i charakterystyczną wilgoć na ustach. Nie. Ty zapomniałaś, Tosiu, jak to jest żyć ze świadomością, że nikt Cię nie kontroluje, że nikt, przynajmniej wprost i zbyt dosadnie, nie ma zastrzeżeń do Twoich czynów. Zapomniałaś, jak to jest mieć typową wolną rękę, pierdolić rzeczywistość, olewać błahostki. Zapomniałaś, tak po prostu, zupełnie jak o ulicach Rzeszowa, ulubionych klubach. Jak o wszystkim poza murami tego kurewskiego budynku.
Pierwszy lipca. Koniec biedowania w jednym pomieszczeniu, koniec modelarskich zabaw z papkami ze stołówki, rzekomo do zjedzenia, koniec z majaczeniem, optymistycznymi wyobrażeniami. Może i nie masz grosza przy dupie, może i nie wiesz, czy kochana mamusia sprzedała Twoje mieszkanie, a może nawet sama się w nim zagnieździła, może i za bardzo nie wiesz, co ze sobą zrobić, to sama świadomość wolności wprawia Cię w subtelne, przyjemne konwulsje. I chyba pierwszy raz od hen wieków czujesz się hedonistką z krwi i kości.
Chcesz powłóczyć się po Rzeszowie, chcesz taszczyć ze sobą jedyną torbę z ubraniami, chcesz zajrzeć do szefa, chociażby po szybką pożyczkę, ewentualnie napiwek za wcześniej dobrze wykonywaną robotę, którego praktycznie nigdy się nie doczekałaś. Chcesz, a nie możesz. Zabrania Ci, może niedosłownie, brunet o ponadprzeciętnym wzroście, atletycznej sylwetce, o magnetyzującym spojrzeniu. Zmienił się? Chyba nie. Co najwyżej zmienił się odcień jego skóry, zapewne poprzez prażące słońce.
- Nie wierzę - niebieska torba ląduje z hukiem na chodniku, tak samo jak dziwne uczucie na dnie Twojego serca.
- W co? Że w końcu wyszłaś z tego gówna? - Bartman złośliwy jak zawsze. Przyzwyczaił Cię do takiej odmiany.
- Pudło, Zbysiu. W to, że tutaj jesteś.
- Przecież obiecałem, że będę czekał.
- Ktoś taki jak ty nie dotrzymuje obietnic.
- Najwidoczniej wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz.
- Na przykład?
- Na przykład tego, że potrafię mieszkać z jedną kobietą pod dachem.
- Mamusia się nie liczy.
- Nie mówię o swojej mamie.
- A o kim? Swojej aktualnej panience?
- Jedyną aktualną panienką jesteś ty.
Nie odpowiadasz. Coś kieruje Cię do czynów, a nie teorii. Pieprzysz wszystko. Liczą się tylko jego wydatne usta, drażniący Twe policzki zarost, język wdzierający się pomiędzy wargi, ogromne dłonie zjeżdżające w dół pleców. Liczy się tylko on.
Brakowało Ci tego. Cholernie. Brakowało Ci jego czterech ścian, drapieżności w pozbywaniu ubrań, wczepiania palców w rozsypane blond włosy, siadania okrakiem na Bartmanowych udach, szybkich ruchów, pulsującej i podrażniającej męskości wewnątrz Twojego ciała, przeciągłych jęków przeradzających się w krzyki, jego śliny na piersiach. Bo jak mogło nie brakować Ci czegoś, co chyba stało się uzależnieniem, nowoczesną odmianą narkotyku?
- Tęskniłem za tym - mruczy wprost między zagłębienie Twojego biustu, dłonią brodząc po skórze brzucha.
- Za mną, za nią czy za nimi? - błyskawicznie łapie kontekst, co owocuje szerokim uśmiechem.
- Za wszystkim. Choć pierwsza opcja zdecydowanie najlepsza.
- Bo?
- Bo bez drzewa nie byłoby owoców.
- Potrafisz być rozczulający.
- Mówiłem już, że wiele potrafię.
- Nie tylko w seksie?
- Nie tylko.
Już wiesz, gdzie jest Twoje miejsce na Ziemi. Już wiesz, że bez tego buńczucznego wielkoluda nie istniejesz, nie czujesz się fenomenalnie, nie tracisz chwil w najlepszy możliwy sposób. Już wiesz, że fizycznie jesteś tylko jego, że przywłaszczył sobie Twoją duszę i ciało w najdosadniejszy sposób. A Tobie w żadnym wypadku to nie przeszkadza. Nagła zmiana nastawienia? Skądże. Raczej dojrzałość płynąca z rozmyślań przez ostatnie kilka miesięcy.
- Zamieszkaj tu ze mną.
- Mam mieszkać z donżuanem, zdobywcą kobiet?
- Nie. Mieszkaj z osobą, która będzie starała się w końcu cię pokochać.
~*~
Dla Pati, za to że była, że jest i że prawdopodobnie nadal będzie ze mną, za to, że wspiera, pociesza w trudnych chwilach i za to, że rozśmiesza do łez. Po prostu za wszystko. :* Tak naprawdę bez niej nie byłoby tego fragmentu, nie uświadomiłabym sobie, jak bardzo mi brakuje perwersyjnej Tośki.
Nie, to nie kontynuacja, to malutki bonusik.
Choć tak naprawdę chciałabym to kiedyś kontynuować, to wiem, że nie mogę. Bo to już nie byłaby ta sama historia, to już nie byliby tacy sami bohaterowie.
Może jeszcze kiedyś dodam jakiś epizodzik jak ten dzisiejszy, pomyślimy.
Na razie skupiam się na nowych opowiadaniach.
Będzie ktoś tak miły i, oprócz Patki, napisze mi raz na jakiś czas co tam ciekawego w Polsce?
Jak ja cholernie będę tęsknić za tym krajem, za studiowaniem.
Tylko rok, tylko rok, tylko rok.
cześć. :*
+ COŚ NOWEGO, W STYLU PERWERSJI. A NIE, CHYBA O NIEBO GORSZEGO.